Moje wspomnienia z 55 ORN Karkonosze 2010

Zapisałem się na rajd mając tylko doświadczenie ubiegłorocznego rajdu w Górach Izerskich. Wykonałem potem analizę stopnia trudności tras na podstawie map, aby ustalić różnice wzniesień. Trochę mnie zmroziło, ale ostatecznie zdecydowałem się wziąć udział mimo moich ukończonych 71 lat.
Pierwszy dzień - 14 marca - przy niezłej pogodzie wyruszamy około 11-tej spod wyciągu w Karpaczu, żółtym szlakiem i trochę na nartach, trochę na butach dochodzimy do Strzechy Akademickiej. Po odpoczynku idziemy w kierunku Schroniska Dom Śląski. Pogoda już tutaj prawdziwie zimowa. Rozlokowanie w schronisku - początek mam za sobą.

Drugi dzień - 15 - marca również przy trudnej pogodzie wychodzimy o 9,30 w kierunku Samotni, po drodze mijając Strzechę Akademicką. Pogoda się trochę poprawia i w dobrych humorach posilamy się i odpoczywamy w Samotni. Piękną trasą zjeżdżamy do Polany Bronka Czecha, a następnie idziemy w kierunku Słonecznika. Zachodni wiatr i świeży śnieg utrudniają wejście, narty cały czas „kopały”. Nie mogłem sobie poradzić z tym wejściem częściowo z powodu własnej słabości częściowo z powodu źle przygotowanych nart. Nowe narty Back Country posmarowane fluorowymi woskami na gorąco chciały tylko zjeżdżać. Wchodzić nie chciały. Dzięki pomocy Jarka i Jacka dochodzimy z Julką, która miała podobne problemy jak ja na grań, a potem już za Włodkiem Bayerem dochodzimy do Domu Śląskiego. Siedzimy z Julką w schronisku pod kaloryferem aby trochę odtajać. Julka skarży się, że jest przemarznięta i w ogóle wykończona. Nagle wchodzi reszta grupy, która była jeszcze po drodze w Luczni Boudzie na polewce i wybiera się na Śnieżkę mimo, że jest już zmrok. Julka natychmiast cudownie ozdrowiała i idzie z nimi. To jest ta słaba płeć! Po tym dniu chciałem się wycofać. Przekonano mnie jednak, że było by to błędem.

Trzeci dzień - 16 marca - pogoda pod psem, czyli typowa. Wychodzimy 9.30 i idziemy do Vyrovki. Idziemy z Wojtkiem jako forpoczta przed całą grupą za Włodkiem Bayerem. Chcą nas mieć na oku. Grupa dochodzi nas koło Luczni Boudy. Po krótkim pobycie w schronisku (zamknięta restauracja) wyruszamy do Vyrovki. Rozlokowanie w wygodnych dwu i trzy osobowych pokojach, mały posiłek i na trasę w kierunku Chaty na Rozcesti, następnie do Klinovki , trawersujemy Svetly Wrch. Jest ciężko, ale jakoś daję radę chociaż cały czas za grupą (zamykał Grzegorz). Przy Lahrovych Boudach rozpoczynamy powrót do Vyrovki. Czteroosobowa grupa w tym ja, zatrzymujemy się w Dvorskiej Boudzie. Reszta pognała jeszcze na Lisci Hreben. W schronisku pyszna kolacja i podsumowanie dnia. Nie ma już odwrotu, trzeba dojść do mety.

Dzień czwarty - 17 marca - mgła. Wychodzimy jak zwykle 9,30, kierunek Chata na Rozcesti przez Klinovke do Predni Planiny dalej do Kopryvnika, a tu za żółtym szlakiem zjeżdżamy do Spindlerovego Mlyna, tamże mała przekąska w restauracji. Na Prednią Planinę dostajemy się ze Spindlerovego Mlyna wyciągiem (czteroosobowa kanapa za 100 koron). Za niebieskim szlakiem do Boudy na Plani następnie przecinką leśną do zielonego szlaku, którym przez Klinovkę, Chatę na Rozcest do Vyrovki. Kolacja i podsumowanie dnia. Potem jeszcze spotkanie naszej grupy i tradycyjne śpiewanie przy akompaniamencie gitary Jarka. Bardzo miła atmosfera.

Dzień piąty - 18 marca. Poprawa pogody. Wyjście 9.30. Wraz z Wojtkiem zostaliśmy poproszeni, aby wyjść przed grupą w kierunku Luczni Boudy (jako narciarz specjalnej troski nie mam nic do powiedzenia). W Luczni trochę odpoczywamy i dalej idziemy za Włodkiem Bayerem na Smogornię. Silny wiatr, ale słonecznie. Krótki postój przy pięknych skałach Słonecznika i następnie trawersem do schroniska Odrodzenie. Po zainstalowaniu się w schronisku jeszcze wyjście na trasę (zawsze im mało). Grupa idzie na Śląskie Kamienie, ja tylko do Morawskiej Boudy i z powrotem.

Dzień szósty - 19 marca. Wyjście jak zwykle punktualnie 9.30. Idziemy do Spindlerovego Mlyna. Prowadzi Janek Jabłoński i daje nam pokaz telemarku. Piękne widoki na czeskie Karkonosze. Zjeżdżamy do doliny Białej Łaby, gdzie zatrzymujemy się w schronisku. Żółtym szlakiem idziemy do Spindlerovego Mlyna. Obiad koło białego mostku w na Łabie w restauracji z charakterystycznym piecem na środku sali. Żeberka na miodzie - wspaniałe. Powrót autobusem na Przełęcz Karkonoską i do Odrodzenia. Wieczorem oficjalne zakończenie rajdu, choć pozostaje jeszcze jeden jak się później okazało trudny powrót. Zakończenie we wspaniałej atmosferze, zostałem wyróżniony na trasie pucharem Prezydenta Jeleniej Góry. Więcej niż trochę na wyrost, ale bardzo miłe. Potem śpiewanie do późnych godzin przy piwku i grzanym winie.

Dzień siódmy - 20 marca. Wychodzimy tym razem 10.30. Deszcz i wiatr. Idziemy do Jagniątkowa. Trasa przez las „na łeb na szyję”. Wywrotka w kopny śnieg z plecakiem - a takich zaliczyłem kilka, to „duża przyjemność”. Gdzieś w połowie trasy odłączyliśmy się z Wojtkiem od grupy, która poszła jeszcze na herbatę do chatki AKT i schodziliśmy częściowo na nartach częściowo na butach do przystanku autobusowego, który był ostatnim punktem na trasie 55 Ogólnopolskiego Rajdu Narciarskiego Karkonosze 2010.

Dla mnie zaliczenie takiej imprezy to jest osiągnięcie. Ogólna refleksja to przede wszystkim ciekawi ludzie, wielka życzliwość i zrozumienie dla takich narciarzy specjalnej troski jak ja. Wspaniała atmosfera, piękne krajobrazy pozostaną w mojej pamięci

Staś